Przejdź do treści
  • Reforma wskaźników

TSUE powinien być ostatnim punktem odniesienia

Praktyka, którą obserwujemy w polskim wymiarze sprawiedliwości, nie ma odpowiednika w żadnym innym państwie Unii Europejskiej. Nasze ustalenia poczynione z Europejską Federacją Bankową potwierdziły, iż jedynie w Polsce mamy do czynienia z masowością podważania wieloletnich stosunków zobowiązaniowych – wskazuje dr Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich, w rozmowie z Karolem Mórawskim.

Kwestionowanie umów kredytowych przez kredytobiorców indywidualnych stało się prawdziwą plagą polskiej gospodarki. Zaczęło się od portfela frankowego, później kancelarie zaczęły nakłaniać konsumentów do podważania innych zobowiązań, jak hipoteczne kredyty złotowe czy kredyty konsumenckie. Mamy do czynienia w tym zakresie z trendem ogólnoeuropejskim, czy może jest to niechlubna polska specjalność? 

– Praktyka, którą obserwujemy w polskim wymiarze sprawiedliwości, nie ma odpowiednika w żadnym innym państwie Unii Europejskiej. Nasze ustalenia poczynione z Europejską Federacją Bankową potwierdziły, iż jedynie w Polsce mamy do czynienia z masowością podważania wieloletnich stosunków zobowiązaniowych.

Można wskazać kilka przyczyn, które składają się na tak niekorzystny stan rzeczy. Po pierwsze, na gruncie polskim mamy do czynienia z nadinterpretacją orzecznictwa TSUE, które, co podkreślam wielokrotnie, jest takie samo dla wszystkich państw członkowskich i dotyczy tych samych regulacji, funkcjonujących jednolicie w całej Unii Europejskiej. Poczynając od słynnej odpowiedzi TSUE na pytanie prejudycjalne w tzw. sprawie Dziubak orzeczenia unijnego trybunału są traktowane instrumentalnie przez polskie sądy. Dość przypomnieć, iż drugie w kolejności orzeczenie TSUE, jakie zapadło w materii kredytów frankowych w Polsce, a dotyczące tzw. sprawy BPH (C-19/20), wskazało wprost, że unieważnienie umowy kredytowej nie może być dokonywane na życzenie, a samo prawo unijne nie przewiduje sankcji unieważnienia umowy. Tymczasem wyrok ten w ogóle nie przebił się do świadomości społecznej, nie jest też uwzględniany przez składy orzekające.

Należy też pamiętać, iż kredyty frankowe były zaciągane przez przedstawicieli klasy średniej i wyższej, nierzadko samych polityków, przedstawicieli mediów, prawników (w tym również sędziów). Istniało zatem silne i wpływowe środowisko wywierające presję odnośnie masowego unieważnienia umów kredytowych, by uniknąć konieczności spłaty.

Konsekwencją tych wszystkich działań było wykształcenie się w Polsce całego przemysłu kancelarii, niedziałających w interesie konsumenta, tylko mających za cel maksymalizację własnych zysków. Podmioty te starają  się pozyskiwać klientów, stosując agresywne praktyki reklamowe, w ramach których sugerują łatwość unieważnienia umów długoterminowych.

Wielokrotnie podkreślałem, że Polska powinna przyjąć podobne rozwiązania prawne do tych, które wprowadziła Wielka Brytania. Tam również doszło do patologii na rynku kancelarii odszkodowawczych, wolna amerykanka skończyła się, gdy rynek ten został unormowany i ucywilizowany.

Przypomnę, że kancelarie kwestionujące kredyty, czy to walutowe, czy złotowe, pod pretekstem domniemanej abuzywności, same w ogromnym stopniu stosują klauzule niedozwolone w swoich umowach z klientami. To wyjątkowy cynizm prawniczy. Liczymy na to, że ten rynek zostanie w końcu ucywilizowany odpowiednimi przepisami. Cieszą zapowiedzi ze strony ministra sprawiedliwości odnośnie rozpoczęcia prac nad stosownym uregulowaniem świadczenia usług prawnych. Trzeba wyraźnie powiedzieć stop działaniom, które nie mają nic wspólnego z ochroną konsumenta.

Nieetycznym praktykom kancelarii sprzyja postawa polskich sądów, które niemal automatycznie kierują do TSUE pytania prejudycjalne w przypadku sporów między bankiem a kredytobiorcą. Przybrało to wręcz formę telefonu do przyjaciela, jak w znanym teleturnieju…

– Od pewnego czasu obserwujemy inflację pytań kierowanych do TSUE przez polskie sądy w obszarze kredytów. Tylko odnośnie sankcji kredytu darmowego do unijnego trybunału trafiło już siedem pytań, co jest sytuacją absolutnie bezprecedensową. Wygląda to tak, jakby polski wymiar sprawiedliwości nie umiał samodzielnie podejmować decyzji.

Jak pokazuje praktyka innych państw członkowskich, TSUE powinien być ostatnim punktem odniesienia, organem rozstrzygającym skomplikowane kwestie w zakresie zgodności prawa krajowego z prawem unijnym, ewentualnie odnoszącym się do zagadnień prawnych, które dotychczas nie zostały należycie wyjaśnione. Tymczasem w samych tylko sprawach frankowych wpłynęło dotychczas pomiędzy 30 a 35 pytań prejudycjalnych, w zdecydowanej większości podnoszących te same wątki, tylko w różnych konfiguracjach. Mamy najwyższą w Unii Europejskiej liczbę pytań, kierowanych przez sądy w obszarze dotyczącym kredytów, co nie świadczy dobrze o samodzielności polskiego wymiaru sprawiedliwości. Dziwię się, dlaczego TSUE w dalszym ciągu przyjmuje te pytania, skoro problem został już rozstrzygnięty we wcześniejszych orzeczeniach.

Warto podkreślić, iż w wielu przypadkach pytania te nie tylko dotyczą tej samej materii, ale ich obszerne fragmenty są wręcz przepisywane z dokumentów, w których kancelarie frankowe składają wnioski o skierowanie kolejnych pytań do TSUE.

– To tylko kolejne potwierdzenie faktu, że sądy polskie przestały racjonalnie patrzeć na instytucję prawa, jaką jest możliwość skierowania pytania prejudycjalnego do TSUE. Mamy do czynienia, przynajmniej w części, z bezrefleksyjnym kopiowaniem przez sędziego pytającego fragmentów pism procesowych przygotowywanych przez kancelarie prawne reprezentujące kredytobiorców, w których wnioskują one o zadanie kolejnych pytań do TSUE. Kwestia ta powinna w jakiejś mierze stać się przedmiotem zainteresowania publicznego skoro pieniądze podatników wydawane są na funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości.

Odrębną nieprawidłowością, na którą wskazuje wielu ekspertów, jest sugerowanie odpowiedzi w pytaniu prejudycjalnym. Czy taka praktyka jest w ogóle dopuszczalna?

– Doskonałym przykładem na zobrazowanie tej tezy jest pytanie prejudycjalne, złożone ostatnio do TSUE w sprawie WIBOR. Polski sąd był w nim bardzo daleki od obiektywizmu, określając wskaźnik licznymi przymiotnikami, co w mojej ocenie stanowi ewidentne nadużycie. Przypomnę, iż samo orzecznictwo TSUE kilkukrotnie wskazywało, iż zadając pytania, sądy nie mogą opierać ich treści na hipotetycznym stanie faktycznym. Z hipotetycznym stanem faktycznym mamy zaś do czynienia wówczas, kiedy sąd w zadanym pytaniu odnosi się w sposób przesądzający do kwestii, która nie znajduje żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.

W przypadku WIBOR sąd stara się sugerować, jakoby wskaźnik był nietransparentny i nieuczciwy, tymczasem nikt nigdy do tej pory tego nie stwierdził. Wręcz przeciwnie, stanowiska organów nadzoru czy nawet instytucji odpowiadających za ochronę konsumenta jednoznacznie potwierdzają, iż nie ma żadnych podstaw do kwestionowania wskaźnika. Stanowisko, zaprezentowane przez sąd w pytaniu prejudycjalnym wypełnia w tym kontekście przesłankę hipotetyczności stanu faktycznego, z którego sąd wychodzi. Konkretne wnioski w zasadzie zmierzają, w pytaniu czwartym już wprost, do pytania o możliwość unieważniania umów opartych na wskaźniku WIBOR. Kwestia ta w mojej ocenie powinna być uwzględniona przez unijny sąd, który niejednokrotnie wskazywał, że nie należy tak formułować pytań prejudycjalnych.

Z drugiej strony same odpowiedzi udzielane przez TSUE również budzą poważne wątpliwości. Mam na myśli choćby niedawne orzeczenie, w myśl którego kredytobiorca nabywający mieszkanie z przeznaczeniem pod wynajem może być traktowany jako konsument. Czy takie podejście unijnego wymiaru sprawiedliwości jest jeszcze zgodne z ładem prawnym?

– Brak racjonalności w orzeczeniach samego TSUE, nie tylko zresztą tych, dotyczących umów kredytowych jest kolejnym poważnym problemem. Wiele państw wskazuje na to, że TSUE swoimi rozstrzygnięciami potrafi w zasadzie zdemolować całą infrastrukturę prawną funkcjonującą w państwach członkowskich od wielu lat. Sądzę, że stan i poziom orzecznictwa unijnego sądu, zwłaszcza jego zupełna nieprzewidywalność, prawotwórczy charakter orzeczeń powodujący daleko idące skutki wstecz powinny stać się przedmiotem poważnej debaty na poziomie Unii Europejskiej.

Pozwy kwestionujące WIBOR stanowią przekroczenie kolejnej granicy. Nie mówimy już tylko o tendencyjnym doszukiwaniu się rzekomych uchybień w umowach, tylko o podważaniu ważnego elementu ładu prawnego obrotu gospodarczego. W jaki sposób powinniśmy działać, by nie dopuścić do sytuacji na miarę schyłkowej Rzeczypospolitej szlacheckiej, w której każdy mógł bezkarnie kwestionować dowolny przepis?

– Przede wszystkim musimy zacząć od uregulowania rynku świadczenia usług prawnych, na którym dziś odbywa się absolutna wolna amerykanka, w której podważane są fundamenty ładu prawnego. W przypadku WIBOR-u mówimy nie tylko o podstawach systemu finansowego, ale o kluczowym wskaźniku w rozumieniu przepisów prawa unijnego, także o wskaźniku, na bazie którego Skarb Państwa emituje swoje obligacje zmiennokuponowe. Kierowanie się wyłącznie partykularnymi interesami przez kancelarie w tej kwestii jest ewidentnym godzeniem w fundamenty gospodarki.

W przestrzeni publicznej pojawiły się informacje odnośnie prowadzonych w Ministerstwie Sprawiedliwości prac koncepcyjnych, mających na celu stworzenie podstaw prawnych dla funkcjonowania tego segmentu usług prawniczych. Będziemy wspierać te inicjatywy, musimy wszak pamiętać, iż część sektora kancelarii odszkodowawczych otrzymuje finansowanie z funduszy inwestycyjnych z USA. Jak pokazuje doświadczenie innych krajów, realizują one agresywne działania do czasu, kiedy branża zostanie unormowana i ucywilizowana. Tolerowanie działalności prowadzonej z naruszeniem elementarnej przyzwoitości powoduje tylko eskalację takich zachowań na rynku, co zresztą obserwujemy w przypadku Polski.

Jeśli chodzi o próby podważania WIBOR, podstawowym działaniem powinno być konsekwentne przypominanie jednoznacznego stanowiska wszystkich organów sieci bezpieczeństwa finansowego. Przypomnę, że we wszystkich sprawach dotyczących kredytów zlotowych, które do chwili obecnej zakończyły się prawomocnym wyrokiem, składy orzekające oddalały pozwy, co potwierdza, iż sądy biorą pod uwagę stanowiska instytucji odpowiedzialnych za ład i stabilność systemu finansowego w Polsce.

Całkiem inaczej przedstawiała się sytuacja w przypadku kredytów frankowych, wówczas instytucje takie jak UOKiK czy Rzecznik Finansowy występowały z istotnymi poglądami, które również na zasadzie automatyzmu i powielania tez zawartych we wcześniejszych stanowiskach sugerowały unieważnianie umów. Konsekwentne odrzucanie wszystkich zarzutów dotyczących WIBOR i stanie na straży tego wskaźnika przez organy państwowe stanowi warunek sine qua non, by nie doprowadzić do katastrofy dla całej gospodarki.

Oprócz regulacji prawnych, zawody prawnicze wypracowały własne kodeksy postępowania, na straży których powinny stać izby adwokackie czy radcowskie. Czemu zatem samorządy te nie podejmują kroków, by zwalczać ewidentne patologie, zwłaszcza gdy stają się one tak niebezpieczne dla obrotu gospodarczego?

– Powiem krótko, jeżeli organy dyscyplinarne samorządów zawodowych będą w dalszym ciągu podchodzić w ten sam negujący sposób do bezdyskusyjnych nadużyć, to nigdy nie oczyścimy profesjonalnego świadczenia usług prawnych i zawodów prawniczych z czarnych owiec.

 Czy zatem instrumentalne traktowanie prawa konsumenckiego nie powinno skłonić do pogłębionej refleksji nad prawem konsumenckim na poziomie europejskim i wypracowaniem rozwiązań przywracających pierwotny sens ochrony konsumenta bez generowania pokusy nadużycia?

– Od pewnego już czasu sygnalizowana jest potrzeba dokonania korekty i aktualizacji prawa ochrony konsumentów, poczynając od przepisów unijnych. Przypomnę, że dyrektywa 93/13 powstała ponad 30 lat temu, zatem absolutnie nie przystaje do obecnej rzeczywistości, w konsekwencji jest to, w mojej opinii, najczęściej nadużywany i nadinterpretowany akt prawny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę umowy długoterminowe, do których w świetle pierwotnych założeń unijnej legislacji dyrektywa nie miała się odnosić. Ponadto przepisy te były tworzone jeszcze w starym stylu legislacji unijnej, na poziomie bardzo wysokiej ogólności, norm o charakterze generalnym, tymczasem poprzez powoływanie się na dyrektywę 93/13 często bez uwzględniana późniejszej unijnej legislacji o charakterze lex specialis dochodzi się do wniosków wypaczających sens i istotę ochrony konsumentów, co potwierdza konieczność kompleksowej weryfikacji podejścia do tej kwestii.